Relacje Z Podróży

Trekking w Langtang – zrób to sam

Trekking w Himalajach – brzmi jak marzenie? Czy zdarza Ci się oglądać zdjęcia ośnieżonych szczytów najwyższych gór na świecie? Chciałbyś poczuć palące słońce na swoim ciele, dotknąć skał, usłyszeć szum rzeki uderzającej o kamienie, wypić herbatę z miodem gdy w powietrzu unosi się zapach rododendronów. Kto by o tym nie marzył… A wiecie co! Najlepsze jest w tym wszystkim, że to nie sen, to jest realne i możecie sami tego doświadczyć. Serio!

Nasze wcześniejsze doświadczenie skałkowe i trekkingowe z pewnością przydało się przy samodzielnej organizacji trekkingu. Jednak, osoby, które takiego doświadczenia nie mają nie powinny skreślać swoich marzeń. Tylko odpowiednio się do takiego wyjazdu przygotować. Tym wpisem pomożemy Wam trochę (mam nadzieję) rozwiać wątpliwości i podjąć kroki do działania.

Najpopularniejsze szlaki trekkingowe w Nepalu. źródło: https://www.bookmundi.com/t/top-12-best-treks-in-nepal-snapshot-overview

Czy ciężko zorganizować trekking samemu? Odpowiedź brzmi nie – wystarczy się zaangażować. Na szlaku, podobnie jak podczas trekkingu wokół Annapurny spotykaliśmy turystów którzy wędrowali z przewodnikiem (szacunkowo około 60% wszystkich piechurów) jak i na własną rękę. Jeżeli nie czujesz się na siłach, jest to Twój pierwszy poważniejszy trekking i masz obawy to skorzystaj z usług przewodnika. Bez problemu znajdziesz ich w Kathmandu, Pokharze. Możesz zarezerwować usługę przewodnicką także przez Internet.  Jednak gdy masz ochotę zmierzyć się sam z organizacją wyjazdu i trekkingu podpowiemy jak to zrobić 🙂

Poniższy tekst zawiera informacje dotyczące trekkingu, jego trasy, dojazdu, przebiegu. Pamiętaj by zapoznać się szerzej z informacjami, które są szalenie istotne ze względu na Twoje bezpieczeństwo i zdrowie:

Szczepienia (pisaliśmy o tym przy okazji naszego rocznego wyjazdu – klik). Teraz szczepiliśmy się tylko na dur brzuszny, pozostałe szczepienia mieliśmy jeszcze aktualne (niektóre już dożywotnio).

Ubezpieczenie. Przy każdym wyjściu w góry warto się ubezpieczyć. Ważne jest by ubezpieczenie zawierało akcję ratowniczą śmigłowcem oraz było ważne na wysokościach powyżej 3000m npm. Ubezpieczenia trekkingowe często są zawierane w opcji sporty ekstremalne. Koniecznie przeczytajcie warunki!

Choroba wysokościowa. Może spotkać każdego dlatego wchodźcie rozważnie, bez pośpiechu i zarezerwujcie sobie 2-3 ekstra dni na aklimatyzację. Ważne jest by zaplanować trekking z zapasem dni, nie na styk! Po pierwsze nie będziesz się spieszyć, po drugie nigdy nie wiesz co wydarzy się po drodze (załamanie pogody).

Ekwipunek. To podstawa. Kompletując sprzęt na wyjazd zastanówcie się jak będzie przebiegać Wasza trasa. Z rzeczy, które wyjątkowo sprawdziły nam się podczas tego trekkingu to camel bagi. Dzięki temu nie trzeba było co chwilę zdejmować ciężkiego plecaka by wyciągnąć wodę. Możemy polecić ten konkretny model – klik, latwy w czyszczeniu, nie przecieka, z wygodnym ustnikiem. Drugą rzeczą, bez której nie wyobrażamy sobie trekkingu jest filtr do uzdatniania wody. Na poprzednim trekkingu używaliśmy tabletek – niestety ich smak jest nie do przyjęcia i tym razem zainwestowaliśmy w filtr Sawyer, który sprawdził się rewelacyjnie i pewnie posłuży nam jeszcze długo. Polecamy zabrać ze sobą jeden składany kij trekkingowy, na pewno przyda się przy zejściu. Nam posłużyły kije bambusowe znalezione gdzieś po drodze – wytrzymały cały trekking! Kolejną niezbędną rzeczą w waszym plecaku powinien być krem z filtrem – takie oczywiste a praktycznie każdy kto schodził z trekkingu miał poparzoną twarz, kark czy ręce – my też :(. Ostatnią mega ważną rzeczą są okulary przeciwsłoneczne z mocnym filtrem. Słońce w górach operuje mocno, zwłaszcza  gdy promienie słoneczne odbijają się od śniegu!

TREKKING DZIEŃ POD DNIU

DZIEŃ 1 – Dojazd z Kathmandu do Syabru Besi (1460m npm). Nocleg w Yala Peak (400 rupii za pokój). Ciepła woda, prąd, jako taki zasięg (bez wi-fi) jedzenie nie za dobre :/.

Początek trasy tuż po wyjściu z Syabru Besi. Tego mostu nie przekraczamy!
Pierwsze dwa dni idziemy wzdłuż rzeki

DZIEŃ 2 – Wyruszamy po śniadaniu. Po wyjściu z wioski należy kierować się na stare Syabru Besi i nie przechodzić przez pierwszy most. Szlak wiedzie przez wioskę, następnie  trzymajcie się lewej strony rzeki (mogą być znaki, może ich nie być :)). Początek szlaku jest miejscami wąski, jednak po chwili robi się szerzej i przyjemniej. Pierwszą dłuższą przerwę robimy w Bamboo Hotel (około 4 godzin trekkingu). Polecamy spring rollsy i momo oczywiście 🙂 By dojść do Lama Hotel (2500m npm) potrzebowaliśmy kolejnych 3 godzin. Tu znajdziecie kilka gesthousów. Jeżeli chodzi o warunki, to wszystkie są podobne do siebie. W tą stronę nocowaliśmy w Original Lama Hotel (pod sam koniec wioski).

Rododendrony, już zaczęły kwitnąć. Musi tu być pięknie na przełomie kwietnia-maja gdy kwitną wszystkie!
Na szlaku znajdują się urokliwe miejsca, w których można coś zjeść, odpocząć i przenocować

DZIEŃ 3 – Startujemy rano (wiadomo). Początek trasy jest całkiem łagodny. Pierwsze (i chyba jedyne) rozwidlenie dróg następuje przy moście DAV (2854 m npm), należy przejść przez most by mieć rzekę po swojej lewej stronie. Pierwszy odpoczynek mamy w Woodland (polana ze słoneczkiem, idealne na odpoczynek), kolejny w Ghode Tabela (3008m npm) – dobre miejsce na lunch. Stąd ruszamy prosto do Langtang. Mijamy płaskowyż pokryty kamieniami. To tu w kwietniu 2015 roku podczas trzęsienia ziemi, lawina zabiła 200 turystów i 100 mieszkańców Langtang. Obecnie wioska leży kilkanaście metrów wyżej. Znajdziecie tu sporo noclegów. Szliśmy dziś z przerwami prawie 7 godzin. W Langtang (3500m npm) zostajemy na noc. 30-40 minut drogi dalej znajduje się Mundu, w którym także możecie przenocować.

Lama Hotel – zasłużony odpoczynek dla wszystkich 🙂
Jedzenie podczas trekkingu jest dosyć monotonne: główne składniki to zazwyczaj: ryż, ziemniaki, marchewka, kapusta, cebula i trochę zieleninki
Zaczarowany las, w którym podobno mieszkają czerwone pandy…
Momentami było płasko i przyjemnie…
W dole widoczzna Ghode Tabela (3008m npm)
Tu gdzie widać osuwisko kamieni znajdowało się pierwotne Langtang. Po trzęsieniu ziemi w 2015 r. przeniesiono je kilkanaście metrów wyżej.

DZIEŃ 4 – Dziś bez pośpiechu bo do przejścia mamy około 3 godzin (przez zalegający śnieg wyszły 4 godziny). Punkt docelowy to  Kyanjin Gompa (3850 m npm). Malutkie miasteczko z wieloma miejscami noclegowymi. Zapewne tutaj spotkacie wszystkie osoby, które w podobnym czasie zaczynały trekking. Na trasie spaliśmy w   różnych miejscach, ale ten nocleg możemy polecić z czystym sumieniem – Moonlight Hotel. Chociaż nie było prądu i wody, gospodyni swoją osobą nagradzała wszystko! No i te widoki z okna! Bajka! Jedzenie przepyszne. Resztę dnia spędzamy na odpoczynku i rozmowie z pozostałymi piechurami przy rozgrzanej kozie. Mega miły i chilloutowy czas.

W oddali widoczne Langtang.
Langtang – Śniadanie z takim światłem i modlitwą gospodyni zapamiętam na zawsze
Dzień 4 – Okolice Mundu
Po minięciu Langtang, góry odsłaniają swoje oblicze
Tuż przed Kyanjin Gompa
Ostatnia prosta i jesteśmy na miejscu!

DZIEŃ 5 – noc nie była taka straszna. Temperatura w pokoju nie spadła poniżej zera. Jednak na śpiwór trzeba było narzucić kołdrę. Dziś w planach wejście na Kyanjin Ri. Szlak rozpoczyna się tuż za wioską. Nie spodziewajcie się oznaczeń. Szlak wytycza wydeptana ścieżka. Podejście jest strome. Trasa na szczyt zajęła nam 1,5 godziny, na szczęście na tym zboczu góry nie było zbyt dużo śniegu. Wysiłek się opłacał, widoki rewelacyjne! I jaka cisza. Jak wspomniałam, na kilka dni wcześniej umożliwiono przejście na wyższy szczyt Kyanjin Ri (4780m npm) i widzieliśmy na szlaków kilku śmiałków brodzących w śniegu. Zejście do wioski zajęło nam również 1,5 godziny. Zejście miejscami strome i śliskie, jednak większych trudności nie było. Resztę dnia proponujemy spędzić w Kyanjin Gompa na odpoczynku i delektowaniu się ciszą i widokami. Jeżeli macie mało czasu, możecie wyruszyć na szczyt rano i tego samego dnia zejść niżej w okolice Langtang.

Kyanjin Gompa
W drodze na Kyanjin Ri wylegują się okazałe jaki.
Na szczyt wchodzimy na lekko, cudownie móc chodzić bez ciężkich plecaków!
Widok ze szczytu Kyanjin Ri na lodowiec
Okazałe i spektakularne Yala Peak (5520m npm)
Ba szycie Kyanjin Ri warto spędzić chwilę (jak nie wieje) by podziwiać widoki i wtopić się w przepiękną ciszę…

DZIEŃ 6 – Zejście. To był długi dzień. Zejście do Lama Hotel z przystankami zajęło nam 7 godzin, kolana dostały w kość. Dopiero teraz poczuliśmy nasze ciężkie plecaki. Ja niosłam średnio 8 kg (wliczając w to wodę), Rafał około 10 kg. Po drodze mijaliśmy stada małp skaczących po drzewach i bawiących się nad rzeką. Niestety nie udało nam się dostrzec czerwonych pand. Nocleg w Friendly Guest House (pierwszy budynek po lewej na samym początku wioski). Była ciepła woda, można było skorzystać z szybkiego ciepłego prysznica. Jedzenie też świetne. I miejscami można złapać słaby zasięg.

Nasza gospodyni Moonlight Hotel w Kyanjin Gompa. Przemiła kobieta z wielkim sercem i poczuciem humoru.
Droga powrotna – okolice Kyanjin Gompa
Okolice Kyanjin Gompa
Mundu

DZIEŃ 7 – Kolejny dzień zejścia – od Lama Hotel do Syabru Besi zajęło nam 5,5 godziny z przystankami. Dwa dni zejścia dały nam popalić. Nie wyobrażam sobie zejścia od Kyanjin Gompa do Syabru Besi w jeden dzień! A podobno się da. Temperatura o wiele wyższa niż jak wyruszaliśmy w górę kilka dni temu. Kwiaty rododendronów były już bardziej rozwinięte, dolina musi wyglądać przepięknie gdy rozkwitną wszystkie (przełom kwietnia-maja). Nocleg w Syabru Besi wybraliśmy tym razem inny w Moonlight Hotel (ciepły prysznic, zasięg, wi-fi i dobre jedzenie). Ponieważ jutro zjeżdżamy do Kathmandu kupiliśmy bilet na busa (650 rupii /osoba).

Po drodze łatwo można zauważyć małpy, bawiące się i odpoczywające nad rzeką
Pokonują tą samą drogę co my, z tą drobną różnicą, że na plecach niosą około 100 kg
Dzieci na całym świecie największy fun mają z plastikowej butelki 🙂
Noclegi na trasie wyglądają mniej więcej podobnie. Chociaż ten w Kyanjin Gompa był jednym z lepszych. Na zdjęciu wygląda o wiele lepiej niż w realu.

DZIEŃ 8 – Autobus powrotny do Kathmandu wyrusza o 7.30. Autobus z gór zjechał bardzo szybko, jednak żeby nie było tak pięknie, przed Katmandu staliśmy 4 godziny w korku. Cała trasa więc zajęła nam 9 godzin (znowu!). W Katmandu przesiedliśmy się do taksówki, która zawiozła nas do Bhaktapur. Zajęło nam to około godziny, koszt około 30 zł.

Droga do doliny Langtang – wszelkie niedogodności wynagradzają widoki z okna

DOJAZD – do miejscowości Syabru Besi skąd rozpoczyna się trekking możecie dojechać na dwa sposoby. Pierwsza opcja, tą którą my wybraliśmy to autobus. Nie wiem czy mieliśmy pecha ale szacowany czas podróży (do przebycia tylko 150 km) to między 7 a 9 godzin, my oczywiście jechaliśmy najdłużej jak się da… Po drodze zatrzymywaliśmy się raz na WC i drugi raz na lunch (około 30-40 minut postoju). Droga do najprzyjemniejszych nie należy, kręta, wyboista, komfort w autobusie też różny: głośna muzyka bollywodzka lub film (opcja zdecydowanie lepsza), wdzierający się wszędzie pył z drogi, ścisk… Ale! Jak już to przeżyjecie to żaden trekking Wam nie straszny :). Autobusy w stronę Syabru Besi ruszają z dworca Machhapokhari. Nasz startował o godzinie 7.15 ale nie był jedynym, który tego dnia odjeżdżał z tego dworca. Bilety na autobus lepiej kupić dzień wcześniej, koszt około 600-700 rupii za osobę. Drugą opcją jest pokonanie tej drogi dżipem, komfort jazdy podobno taki sam jak autobusem, na plus jest czas dojazdu, który ze względu na brak przystanków może skrócić się do 7 godzin. Cena w zależności od modelu dżipa, ilości osób w środku i negocjacji…to około 100-150 $ za 8-10 osób.

JEDZENIE I WODA NA TRASIE – podczas trekkingu w każdym noclegu możecie znaleźć coś do jedzenia. Bywa, że jest to nawet warunek by nie płacić za nocleg. Ceny pokoi nie są wygórowane od 300 do 500 rupii jednak gdy będziecie stołować się u swojego gospodarza to za pokój nie zapłacicie. Nie wiem czy po raz kolejny mieliśmy szczęście, ale zatrucia pokarmowe trzymały się od nas z daleka. Jedliśmy wszystko i wszędzie. Jednak na trasie spotkaliśmy kilka osób, które z przyczyn żołądkowych nie mogły kontynuować trekkingu. By zminimalizować prawdopodobieństwo zatruć unikajcie surowych potraw, nabiału, jaj. Oczywiście nie ma jednoznacznych zaleceń, a my podczas trekkingu jedliśmy i lokalny ser oraz mleko z jaka – bez żadnych rewelacji. Nauczeni doświadczeniem różnych przypadłości naszej córy na kilka dni przed i podczas trekkingu braliśmy dobrej jakości probiotyk. Może to on zdziałał cuda? :). Woda! To temat ważny. Bo przecież w górach trzeba pić dużo. Wyżej wspominaliśmy już o filtrze do wody, bez którego nie wyobrażamy sobie trekkingu. Cena butelkowanej wody wysoko w górach jest bardzo droga, do tego dochodzą plastikowe butelki i śmieci, które później ktoś musi znieść na dół. Decydując się na filtr lub tabletki uzdatniające wodę będziesz bardziej eko – to raz i będziesz bezpieczny.

POGODA – i tu mieliśmy szczęście. Nasz trekking miał miejsce na początku marca, gdzie teoretycznie sezon się rozpoczyna i warunki pogodowe są dobre. Jednak… Trekking w Langtang w tym czasie był jednym z nielicznych, który był otwarty! Anomalie pogodowe i ogromna ilość śniegu w tym lawiny i niebywały mróz spowodowały zamknięcie najpopularniejszych szlaków takich jak Annapurna Circut, Annapurna BC czy Everest BC. Z tego też powodu w dolinie Langtang było znacznie więcej turystów niż zazwyczaj o tej porze. Z braku wyboru większośc ludzi przyjechała właśnie tutaj. Na trzy dni przed naszym wejściem do Kyanjen Gompa udostępniono wejście na najbliższe szczyty: Kyanjin Ri (niższy 4400 m npm i wyższy szczyt 4780 m npm) oraz nieoficjalnie szczyt Cherkuri (5000 m npm), na którym leżała jeszcze masa śniegu i szlak nie był przetarty. Pogoda była słoneczna cały tydzień. Śnieg zaczął się jeszcze przed Kyanjin Gompa. Z powodu minusowych temperatur w Kyanjen Gompa nie było bieżącej wody (zamarzła) ani prądu. W nocy temperatury dochodziły do -6 stopni. Im niżej tym cieplej. W Syabru Besi temperatura w dzień dochodziła do 23-24 stopni.

PIENIĄDZE – nie ma problemu by wypłacać z bankomatu nepalskie rupie. Tym razem nie mieliśmy żadnego konta walutowego oprócz Revoluta. Pamiętajcie, że każda wypłata z bankomatu obarczona jest prowizją 499 rupii, bez względu ile wypłacasz. Największym nominałem jaki można jednorazowo wypłacić z bankomatu (Himalaya Bank) to 40.000 rupii (około 1340 zł).

BEZPIECZEŃSTWO – trzeba zdawać sobie sprawę, że trekking zlokalizowany jest bardzo blisko granicy z Chinami. Miejscami jest to zaledwie 15 km. W miejscowości Dhuche zarówno przy wjeździe jak i przy opuszczaniu doliny mieliśmy rewizję plecaków (głównie pytali o drony i aparaty z dużymi obiektywami) oraz sprawdzenie dokumentów w tym paszportów, TIMSów oraz pozwolenia na wejście do parku. Na szlaku dwa razy spotkaliśmy patrol nepalskiego wojska uzbrojony w karabiny.

WIZY – przygotujcie się, że spędzicie co najmniej godzinę po przylocie na lotnisku. Pierwszym krokiem po wyjściu z samolotu jest skierowanie się do hali przylotów, odstanie  w kolejce i elektroniczne zarejestrowanie się (dane z paszportu). Następnie należy skierować się do okienek z opłatą za wizę. Wiza na 15 dni kosztuje 25$ /osobę i można płacić dolarami, euro, funtami, obok znajduje się także kantor. Następnie z kwitkiem należy ustawić się w kolejce po wbicie wizy do paszportu. Tu też niestety czekamy… Na pocieszenie powiem, że na lotnisku jest bezpłatne wi-fi.

POZWOLENIA NA TREKKING – na wszystkie popularne trekkingi w Nepalu trzeba uzyskać pozwolenie czyli tzw. TIMS. Można je wyrobić w  Nepal Tourism Board, który znajduje się przy Pradarshani Marg. Biuro otwarte jest od godziny 10 do 17, zawsze na lotnisku w informacji turystycznej możecie dopytać czy biuro jest otwarte (zamknięte jest w święta) i upewnić się gdzie się znajduje. Karty TIMS są wydawane na miejscu, należy jednak wypełnić formularz oraz dołączyć 2 zdjęcia legitymacyjne lub paszportowe oraz kopię paszportu. Pozwolenie na trekking w Langtang kosztuje 2000 rupii /osoba (około 65 zł). Aktualny cennik opłat znajdziecie tutaj – klik. Oprócz TIMSa potrzebujecie jeszcze pozwolenia na wejście na teren Parku Narodowego. Pozwolenie do Langtang kosztuje 1500 rupii /osobę (około 50 zł) i możecie je uzyskać dosłownie pokój obok (ufffff). Pamiętajcie by mieć ze sobą na trekkingu zarówno książeczkę z pozwoleniem TIMS oraz kwitek za wejście do Parku Narodowego bo są to rzeczy sprawdzane przy wejściu do parku oraz na punktach kontrolnych.

JAK DOLECIEĆ – każdy, kogo pytaliśmy leciał w zupełnie inny sposób niż my. Nie ma co ukrywać, że lot do szybkich i przyjemnych nie należał ale cena 1200 zł /osobę w dwie strony była na tyle kusząca, że wszelkie niewygody zniknęły gdzieś po drodze. Nasz lot składał się z dwóch przesiadek. Pierwszy lot odbył się na trasie Gdańsk- Londyn (z transferem autobusowym z lotniska Stansted do Gatwick i nocką przy lotnisku). Drugi lot Londyn – Chengdu (Chiny, 7 godzin czekania na lotnisku). Trzeci lot Chengdu – Kathmandu. Tańsze bilety wynikały z tego, że Air China dopiero w marcu 2019 uruchomiła loty z Londynu Gatwick do Chengdu. Loty tym przewoźnikiem oceniamy naprawdę wysoko i bardzo polecamy.

INTERNET I TELEFON – Na lotnisku lub w kilku miejscach w Kathmandu (zwłaszcza na Tamelu) możecie kupić kartę SIM. Największy zasięg ma nepalski operator Ncell oraz Nepal Telecom. Jeżeli chodzi o zasięg w dolinie Langtag to w Syabru Besi jeszcze był, natomiast od Bamboo Hotel zasięgu już nie było. Jednak… Podczas naszego pobytu w pobliżu Mundu montowana była stacja przekaźnikowa operatora Nepal Telecom (używa się też nazwy Namaste) co oznacza, że zasięg tej sieci powinien już niedługo być dostępny. Jeżeli musicie skorzystać z telefonu możecie poprosić o to w jednym z teahousów – większość z nich (pod warunkiem, że jest prąd) posiada telefony z zasięgiem. Minuta rozmowy do Polski w tej opcji kosztuje około 100 rupii. Obliczyliśmy, że przy normalnym połączeniu do Polski z naszej nepalskiej karty SIM minuta kosztuje 7 rupii, natomiast sms 13 rupii (jednak nie zawsze dochodziły….). By kupić kartę SIM potrzebujecie jedno zdjęcie paszportowe oraz wypełniony wniosek (na miejscu).

Chodzi plotka, że ten kto raz był w Nepalu z pewnością powróci do niego jeszcze nie raz. U nas się sprawdziło, a po trekkingu w Langtang planujemy już kolejną wizytę. Mamy nadzieję, że i Wy prędzej czy później wybierzecie się właśnie tam! Nepal lubi i potrzebuje turystów.

Na koniec wrzucamy kilka zdjęć z Kathmandu, w którym spędziliśmy dwa pierwsze dni po przylocie.

Kathmandu, okolice dzielnicy Tamel
Po trzęsieniu ziemi w 2015 r. Nepal cały czas się odbudowuje. Mieliśmy szczęście zobaczyć Durbar Square w 2013 roku, gdy wszystko stało na swoim miejscu.
Kathmandu, Durbare Square – Na szczęście jest jeszcze co zwiedzać
Kathmandu, Durbare Square

Kathmandu – Tłok, spaliny i hałas może stać się uciążliwy na dłuższą metę. Ale warto kilka dni spędzić w Kathmandu

Kathmandu, okolice dzielnicy Tame
l
Kathmandu, Swayambunath – potocznie nazywana Świątynią Małp

Kathmandu, Swayambunath – na szczęście nie ucierpiała bardzo podczas trzęsienia ziemi

Kathmandu, Swayambunath – zdecydowane must see

Kathmandu, Swayambunath – widok na miasto

Kathmandu, Swayambunath

Złap Trop

Cześć! Trafiłeś na blog Ani i Rafała - jeżeli interesujesz się podróżami, szukasz pomysłów na ciekawy wyjazd, a podczas podróży nie chcesz wydać wszystkich pieniędzy to trafiłeś pod dobry adres. Na blogu dzielimy się z Wami naszymi doświadczeniami z podróży nie tylko po Polsce i Europie ale także po Azji, Australii i Nowej Zelandii. Masz pytania? Chcesz wiedzieć jak to jest rzucić "wszystko" i wyjechać w podróż dookoła świata? Zajrzyj do zakładki "O Nas" i wahaj się napisać!

View Comments

  • piekne opisane, czuc klimat gór :). Pierwsza podroz do Nepalu, troche miasta troche gór w jakim miesiacu polecacie? Czy Ferie w Polsce czyli przelom styczen-luty nie za zimno?

    dziekuje

    • Hej, to zależy ile czasu chcesz spędzić w Nepalu i jakie góry Cię interesują :)
      Trekking w dolinie Langtang na pierwszy raz w Nepalu jest idealny oraz wizyta w Kathmandu oraz Bhaktapur na deser. Jeżeli chodzi o trekkingi to najlepszą porą jest październik - listopad oraz okres od marca do maja.

  • Dzięki za wyczerpujące i bardzo praktyczne info :)
    Mam trzy pytania.
    1) prąd: czy ostatnim miejscem gdzie można podładować sprzęt (telefon, aparat) jest Syabrubesi? Czy wyżej też jest szansa skorzystać z "kontaktu"?
    2) Mapa - kupowaliście na miejscu? jak wygląda to cenowo? Widzę że w sklepie podróznika mają nawet skalę 1:50 tys, ale kosztuje 79 zł :(
    3) Filtr: używaliście zwykłego (bakterie, pasożyty) - czy tego na wirusy (Sawyer Point Zero Two Purifier)?
    Z góry dzięki za pomoc :)

    • Hej,
      1) prąd był też wyżej, często za opłatą. Jednak polecam zabrać ze sobą powerbank :)
      2) Mapy na miejscu są bardzo ogólne. Bardziej szczegółowe można kupić np. tam gdzie wykupuje się permit. Niestety nie wiem jakie są ceny.
      3) Filtr jaki mieliśmy był zwykłym filtrem na bakterie i pasożyty.
      Pozdrawiamy!

Recent Posts

Pod słońcem i figą Toskanii

Mieszkaliśmy przez miesiąc w Toskanii. Brzmi jak sen? A żyliśmy jak w bajce! Serio, nie…

11 miesięcy ago

Oman – Wahiba Sands – w sercu pustyni

Jeszcze będąc w Polsce i planując naszą trasę podróży po Omanie, wiedziałam, że pustynia to…

3 lata ago

Rodzinny wypad do Sopotu – nasze polecane miejsca

Ten wpis miał powstać już dawno - bo w czasie twardego lockdownu… Przyszła pandemia gdy…

3 lata ago

Oman – Jabal Shams – Wielki Kanion na Bliskim Wschodzie

Jabal Shams nazywany jest Wielkim Kanionem Bliskiego Wschodu. A ponieważ Wielkiego Kanionu nie widzieliśmy to…

3 lata ago

Oman – w drodzę do Jabal Shams zwiedzamy fort Bahla i Misfat al Abriyeen

Po przepięknym dniu spędzonym w Nizwie czas ruszać dalej w kierunku Kanionu Jabal Shams. Ale…

3 lata ago

Oman – magiczna Nizwa oraz zielony Jabal Akhdar

W lutym 2020 jeszcze nie widzieliśmy, że ten wyjazd będzie naszym ostatnim wyjazdem zagranicznym na…

3 lata ago