Tabriz było pierwszym miejscem do którego trafiliśmy zaraz po przekroczeniu granicy. Przeżyliśmy niezły szok wjeżdżając do tak dużego miasta (ponad milion mieszkańców) prosto z małej Armenii. W samym mieście znajduje się kilka ciekawych miejsc, które warto odwiedzić. Do najciekawszych i chyba najbardziej zajmujących czas należy bazar. Znajdziecie tam wszystko. Nie dość, że jest ogromny to jeszcze każdy chce z wami pogadać i pokazać czym się zajmuje. Zarezerwujcie sobie lepiej sporo czasu na zwiedzanie bazaru.
Tuż przy głównym wejściu do bazaru znajduje się informacja turystyczna. Warto tu zajrzeć, raz by zgarnąć mapkę turystyczną, a dwa by poznać przemiłego Nasera, który powita Was słowami „wyluzuj” i „zajebiście” :). Oprócz tych słów można usłyszeć także parę innych w języku polskim, wypić herbatę, wpisać się do książki pamiątkowej i dowiedzieć się o kilku ciekawych miejscach w Tabriz. Jak:
Błękitny Meczet
Z pewnością jeden z większych zabytków w mieście. Warto go zobaczyć i wyobrazić sobie jak mógł wyglądać przed laty. Meczet był wielokrotnie niszczony przez trzęsienia ziemi. Obecnie trwają renowacje meczetu, by odzyskać jego dawny blask.
Muzeum Azerbejdżanu
Znajduje się tuż obok meczetu, jednak nie dla nas muzea zostały stworzone. Zamiast tego woleliśmy pogadać z napotkanym przy wejściu Irańczykiem o jego marzeniach, obawach i nadziejach. Nim skończyliśmy rozmowę, muzeum zamknięto. Jak się później okazało, rozmowy na te tematy powtarzały się przez cały nasz pobyt w Iranie.
Park El-golu
Miejsce spotkań mieszkańców miasta. Znajduje się tu sporo restauracji i barów, w których warto spróbować zupy jogurtowej (love it or hate it) lub zupy przypominającej spaghetti, poobserwować tętniące życiem alejki parku lub pospacerować wokół jeziora. Miejsce idealne na wieczorny relaks. Można tu także rozbić namiot 🙂
Kandovan
Bardzo polecamy wycieczkę do Kandovan. Sami mieszkańcy nazywają wioskę irańską Kapadocją i sami lubią spędzać tam czas. W wydrążonych w skałach domach nadal mieszkają ludzie, którzy z chęcią zapraszają do wnętrza swojego domu. Miejsce jest niesamowite, sami nie mogliśmy się nadziwić jak możliwe jest życie w domu ze skały. Jak się okazało w domach znajdują się i pralki i lodówki i wszystkie inne udogodnienia jakie i my mamy w mieszkaniach. Będąc w mieście warto wdrapać się na skarpę po drugiej stronie rzeki, by zobaczyć Kandovan w całej okazałości.
Z Tabriz do Kandovan (około 40 km) najłatwiej dostać się taksówką (ok 30 zl za taksówkę w 2 strony) lub pojechać autobusem do miejscowości Osku i stamtąd łapać taxi.
Z wizytą w Kandovan spokojnie 2 dni powinny Wam starczyć na zobaczenie wszystkiego co w Tabriz i w okolicach. My trochę się tu zasiedzieliśmy a to wszystko przez naszego hosta i jego sympatyczną rodzinkę :). Miasto samo w sobie nie jest może oszałamiające ale było to nasze pierwsze zetknięcie z Iranem i zachwycaliśmy się wszystkim. Jogurt nigdy nie smakował tak dobrze a chleb nigdzie nie był tak świeży :).
Z Tabriz ruszamy do Rasht, autobusem klasy lux za 20 zł/osobę. Autobus jedzie 10 godzin i odjeżdża z głównego terminala o godzinie 20 i 21. Autobusy są całkiem wygodne a przy okazji macie zagwarantowany nocleg :).
Praktyczne:
By dostać się do Tabriz z granicy, najpierw musicie dostać się do Hadishahr (w stronę Jolfy) taksówką, bo autobusy tu nie jeżdżą. Nie jest to drogi interes – za osobę płaciliśmy 8000 tomanów (80000 riali, co równe jest 2,7 $ przynajmniej na ten czas, w którym my byliśmy). Z Hadishahr do Tabriz kursują autobusy, jednak nam nie udało się do niego dostać bo wszystkie bilety zostały już sprzedane. Jest już zbyt ciemno i późno na łapanie stopa, bierzemy więc dzieloną taksówkę (burżuje!!) za dojazd do centrum Tabriz płacimy 20000 tomanów (ok. 20 zł).
Na granicy znajduje się kantor, nie ma wyjścia i trzeba wymienić pieniądze tutaj, chodź na granicy kurs wymiany nie zachwyca. Najlepiej mieć przy sobie dolary/euro w małym nominale by jak najmniej wymienić. W okresie w którym jesteśmy kurs waluty irańskiej był całkiem korzystny. 1$ był warty 30000 riali (3000 tomanów) czyli 3 zł. Przelicznik był zatem prosty – 1000 tomanów = 1zł.
Warto w Iranie kupić kartę sim wraz ze starterem. My kupiliśmy kartę sieci Hamrah-e-Avval (Mobile Telecommunication Company of Iran (MCI)) za 14000 tomanów I na dzwonienie bylo już 5000 tomanów na starcie. Podobno minuta kosztuje jedynie 70 tomanów. Do kupienia karty potrzebny jest paszport (i odcisk palca!), a karta sim zaczyna działać po paru godzinach.
3 comments
Pięknie tam u Was w swiecie! Oglądam sobie i podczytuje na raty od początku Waszego wyjazdu. I rece same się rwa by spakować plecak. Ladnie sfotografowane i bardzo praktycznie opisane. Będę sledzil dalej, zwłaszcza, ze tych zakatkow swiata w których jesteście zupełnie nie znam.
Aniu, nie zdazylem się z Toba pozegnac w pracy, bo wrocilem do niej dopiero pod koniec września i Ciebie już nie zastałem. Nie zdazylem tez zapytać o zgode na wykorzystanie Twojego wizerunku utrwalonego na polaroidzie, kiedyś tam dawno- pamiętasz, prawda. Montuje wlasnie swoja fotograficzna stronke internetowa, a polaroidowe obrazki maja być jej czescia. Bardzo byłoby mi milo gdybys zgodzila się za zamieszczenie tego zdjecia, zaraz obok Sylwii, dwóch Magd, Sebastiana i paru jeszcze osob, które wtedy fotografowałem. Jeśli się nie zgodzisz, to rzecz jasna nie zamieszczę, obrazac tez się nie będę 😉 Daj znak w wolniejszej chwili 😉
Pozdrawiam serdecznie
Cieszymy się bardzo, że nasze zdjęcia Ci się podobają :). Pewnie nie są tak dobre jak mogły by być, ale niestety nie mamy dobrego aparatu. Oczywiście Krzysiu możesz wykorzystać zdjęcie, tym bardziej, że będzie się znajdować w tak doborowym towarzystwie :).Pozdrawiamy z Iranu i z pewnością odwiedzę Was po powrocie!
Irańska Kapadocja bajeczna! Już dodałam do listy, żeby następnym razem nie pominąć 🙂