Zakupy w Maroko są dosyć specyficzną formą kontaktu z miejscową ludnością. Podobnie jak we wszystkich krajach arabskich targowanie się nawet o cenę pocztówki jest bardzo mile widziane. Możemy być również pewni, że cena zostanie obniżona. O ile? – to tylko zależy od naszych umiejętności negocjacji, którymi musimy się wykazać, żeby było śmieszniej, w zupełnie obcym języku. Najdłużej zdarzyło się nam targować o skórzaną torbę (na której baaaardzo mi zależało). Po pierwszych negocjacjach nie udało nam się dobić targu, a cena była zaporowa. Oczywiście negocjacje trwały by bez końca, lecz ja wyszłam ze sklepu i nie wahając się zaczęłam oglądać torby w sklepie naprzeciwko. Widząc to sprzedawca od razu zaproponował niższą cenę, a i tak, do momentu sfinalizowania transakcji zakupu torby wychodziłam ze sklepu jeszcze ze dwa razy :). Miejscowi sklepikarze oprócz daru negocjacji posiadają zdolność szybkiej oceny – są w stanie stwierdzić, skąd przyjechałeś po pierwszych 3 słowach jakie wypowiesz. Mają także wyrobione zdanie o każdej z nich, a specjalizują się zwłaszcza w Europejczykach. Z Polakami mają nieco trudności, gdyż zazwyczaj mylą nas z Rosjanami, chociaż nas identyfikowano najczęściej z Hiszpanami (ja niebieskooka blondynka… hiszpanka?) zdarzyło się nawet pytanie czy nie jesteśmy Niemcami lub też Anglikami :]. Oczywiście najbardziej atrakcyjnymi turystami dla nich są Niemcy oraz Holendrzy, którzy często nawet nie targując się kupują masę pamiątek. My poruszając się z wielkimi plecakami i słowem „poor students from Poland” spotykaliśmy się ze zrozumieniem i nikt, ale to zupełnie nikt nie namawiał nas do wstąpienia w progi jego sklepu – bo po co mu taki student co i tak nic nie kupi, a jak kupi to jeszcze się wytarguje!
Z tym targowaniem się to jest tak, że znajdą się jego zwolennicy jak i przeciwnicy. Podczas, gdy my rozpisujemy się, jaka to fajna rzecz te targowanie i jaki to ciekawy sposób poznawania innych ludzi i kultury, niektórzy będę bardzo zniesmaczeni, gdyż w ich przekonaniu należy jeszcze dać im napiwki, pokazując tym samym ogromny szacunek do ich pracy i kultury. Taka forma ma wielu zwolenników, jednak zastanawiam się, czy zwolennicy Ci traktują podobnie sprzedawców, u których codziennie kupują bułki na śniadanie? Czy dając ekstra pieniądze można wyrazić swój szacunek do innej kultury? Myślę sobie jednak, że nie jest to najlepszy pomysł. Oczywiście nie można z tym targowaniem przesadzać! Pamiętajmy, że jest to główny zarobek większości z tych sklepikarzy. Więc jak widzimy (i w tym momencie można poćwiczyć swoje umiejętności interpersonalne), że już więcej utargować się nie da, uśmiechnijmy się i kupmy to, co sobie wybraliśmy (to co dla nas jest 5 zl dla innych może być to koszt obiadu 4 osobowej rodziny). Bo o to w tym wszystkim chodzi, by jedna jak i druga strona była z obiegu sprawy zadowolona :D. A Wy co na ten temat sądzicie? Targować się, czy się nie targować??
4 comments
Hej,
odkryłam Waszą stronę i jestem zachwycona! Dziękuję za Wasze relacje, są dla mnie bardzo ważne, zwłaszcza, że niebawem wyruszamy do Maroka a potem do Islandii więc czytam Wasze relacje jak objawienie. ale mam tyle pytań… naprawdę całą listę. Mam je tu , w komentarzach wpisać, czy może jest jakiś adres email, który przegapiłam? Dajcie proszę znać, jak mogę Wam zadać moje pytania. Pierwsze: to po ile była ta skórzana torba w cenie podstawowej no i potem, stargowanej. pozdrawiam
Iza
hej 🙂 bardzo dziękujemy za miłe słowa. Co do torby, to sprzedawca chciał za nią 300zł, a stargowaliśmy się do 100zł. Może da się i więcej, daj znać :). Co do reszty pytań, postaramy się pomóc jak możemy, możesz wrzucić listę pytań tutaj, to może i inni skorzystają. Życzymy udanych podróży!
świetny tekst!
co do targowania – sama mam z tym problem, ale to raczej nie wynika z jakiegoś szacunku/elegancji, a zwyczajnie braku takiej umiejętności. Ale sama się wybieram niebawem więc muszę się podszkolić w “fachu”. Mam pytanie – porozumiewaliście się po angielsku czy francusku? (głównie chodzi mi o Fez)