No i w końcu! Po 7 miesiącach azjatyckiej tułaczki dotarliśmy do Australii. W sumie nie wiemy za bardzo czego się spodziewać. Planu specjalnego na zwiedzenie brak, za to mamy dużo czasu. Zobaczymy co nam los przyniesie, a póki co zahaczyliśmy się w Darwin, mieście w którym doznaliśmy niezłego szoku kulturowego (i cenowego!). Zwłaszcza, że na naszą pierwszą noc trafiliśmy do apartamentu naszego hosta (z serwisu couchsurfing) Yukiego. Ciepła woda, szerokie łóżko, czysta pachnąca pościel to dopiero były luksusy!
A rano taki oto widok z okna:
Przez te parę dni spędzone na couchsurfingu mogliśmy poczuć się jak w domu. Rafał dorwał się do piekarnika i pierwszy raz od 7 miesięcy zrobił pizzę. Ania była szczęśliwa, że ubrania można wyprać w pralce! Takie przyziemne rzeczy, a ile frajdy!
Poza tym miasto Darwin jest bardzo spokojne i uporządkowane. Wszędzie pięknie przycięte trawniki, równe chodniki, kafejki, bary z których gra spokojna muzyka. Uśmiechnięci ludzie, nigdzie się nie śpieszący, kilku turystów i piękna słoneczna pogoda. Wszystko to stanowi dla nas niezły kontrast do azjatyckiego chaosu i nieporządku.
Sami też poddaliśmy się klimatowi miasta. Plażowanie, spacery po parkach i nawet zdarzyło nam się pobiegać! Robiliśmy tu rzeczy, których nie robiliśmy od dawna i które sprawiały nam sporo radości :). Jak np. oglądanie telewizji na wygodnej kanapie z herbatą w ręku.
Dzięki Yukiemu dowiedzieliśmy się sporo o Japonii (bo stamtąd właśnie pochodzi) i o samym Darwin. Jak się okazało trafiliśmy do jednego z najdroższych miast w Australii. Sami zdążyliśmy się o tym przekonać robiąc pierwsze zakupy w spożywczaku. Chodząc po sklepie kręciło nam się w głowie, raz przez te wszystkie produkty na półkach, a dwa przez ich ceny. Pewnie jeszcze trochę czasu minie zanim odzwyczaimy się od azjatyckich standardów! Co zdziwiło nas chyba bardziej, niż gromada awanturujących się Aborygenów przed sklepem, to co tu robi tu tyle greckich jogurtów na półkach? Jak się okazało aż 10% mieszkańców Darwin stanowią Grecy, stąd jogurty i ser feta na sklepowych lodówkach :).
O tym, że Australia jest drogim krajem wiedzieliśmy już dawno, dlatego podczas naszego pobytu będziemy starali się podróżować jak najmniejszym kosztem. Dlatego też jedziemy na wolontariat, gdzie za parę godzin przyjemnej pracy dziennie dostaniemy jedzenie i dach nad głową :). O możliwościach jakie daje korzystanie z takich portali jak Helpx czy Wwoof napiszemy w oddzielnym artykule. Póki co, jesteśmy zaaferowani Australią, chłoniemy każdą informację, fakt, bawimy się pieniędzmi, które przypominają nam te z gry Monopoly oraz przyzwyczajamy się do akcentu – bardzooo dla nas zabawnego, niczym ten z kreskówek :). Życzcie nam powodzenia i postaramy się napisać coś więcej z Outbacku!
5 comments
Oj fajnie, fajnie !!!! Piszcie na bieżaco ! czekamy
Wbijcie do mnie do Perth!!
Zapraszam
Dzięki, dzięki Sebastian 🙂 Przemyślimy zaproszenie, póki co kierujemy się w stronę wschodniego wybrzeża. Gdzie pojedziemy dalej, tego nie wie nikt 🙂
Czy to prawda, że Australijskie banknoty są niezniszczalne? Spotkałam się z taka opinią wielokrotnie, trzymałam w dłoni, ale nigdy nie miałam odwagi sprobować przerwać, zalać czy coś ;D
Wyglądają na wodoodporne, ale były dla nas zbyt cenne by eksperymentować 🙂