Koniec roku to dobry czas na różnego rodzaju podsumowania i refleksje. A, że w tym 2014 trochę się u nas działo więc postanowiliśmy zrobić lekki rozrachunek z naszej podróży. Ponieważ już trochę czasu od naszego powrotu do rzeczywistości minęło (już 3 miesiące!) to i na nasze doświadczenia patrzymy z trochę większym dystansem. Tak, to jest odpowiedni moment by wyciągnąć trochę wniosków i podzielić się z Wami naszymi przemyśleniami.
348 dni, 11 państw, 64 wpisy na blogu, 13 wolontariatów, 2 namioty, hostele, domki, hamaki, statki, autostop, autobusy, pociągi, samoloty, riksze i tuktuki, setki poznanych ludzi i tysiące historii do opowiedzenia… Niestety w tych kilku cyfrach i słowach ciężko opisać nasze doświadczenia, emocje i mądrości – jedno wiemy tylko na pewno! Ta podróż to była najlepsza decyzja jaką w życiu podjęliśmy i za nic, nigdy, nie zamienilibyśmy tych chwil i momentów na żadne inne!
Najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że w trakcie tej naszej podróży mieliśmy tylko cztery najważniejsze problemy – gdzie spać, co zjeść (czasami pojawiło się zmartwienie – gdzie zjeść), gdzie pojechać dalej no i jak się tam dostać? Żadnych terminów (no może poza wizowymi), rachunków do opłacenia, obowiązków, pośpiechu, wszystko w swoim rytmie i powolnym tempie. Może brzmi to trochę monotonnie, jednak uwierzcie mi, to co działo się między wymienionymi wyżej czynnościami zaskoczyło nas tak, że po pierwszych trzech miesiącach mieliśmy już nagromadzonych tyle wrażeń i pozytywnych emocji co chyba przez ostatnie pięć lat!
Czy jednak zawsze jest tak idealnie i kolorowo?
Nie wiem czy możemy mówić tu o szczęściu, dobrej karmie czy raczej o naszym zdrowym rozsądku i jakieś wrodzonej intuicji – ale przez ten rok praktycznie nic złego nam się nie wydarzyło! Wróciliśmy cało i zdrowo, co najważniejsze RAZEM :). Oczywiście nie zawsze było fantastycznie, pomimo tego, że większych problemów nie mieliśmy, to zdarzyło nam się walnąć focha i tupnąć nóżką. Większość jednak sprzeczek wynikała bardziej ze zmęczenia (ciężki plecak, głód, ciemna noc, a nie ma gdzie spać) niż z prawdziwego problemu. Bywały i takie dni, gdzie całymi godzinami przesiadywaliśmy w jednym miejscu i nie działo się zupełnie nic…całe wyobrażenie o codziennych ekstremalnych wyczynach i niebywałych emocjach trochę się zatarły. Tak, to właśnie w naszych wyobraźniach kreują się pierwsze obrazy naszych podróży, a w nich zabrakło miejsca na zwyczajny odpoczynek i wolniejsze tempo, to przyszło dopiero trochę później…
Jedną z wielu zalet długiego wyjazdu jest między innym to, że człowiek uczy się podróżować powoli, bez pośpiechu i ciśnienia że musi wszystko zobaczyć i wszystkiego doświadczyć. Po jakimś czasie zorientowaliśmy się, że taka gonitwa nie ma sensu! Odrzuciliśmy plany i terminy a w zamian otrzymaliśmy pełnię relaksu i spokoju, i jak się okazało bardzo nam było tego trzeba. Cudowanie jest pobyć dłużej w jednym miejscu, poobserwować, pożyć rytmem danego miejsca, poznać ludzi. Najlepszym tego przykładem jest fakt, że chętniej wracamy myślami do wspomnień z udziałem napotkanych ludzi niż do konkretnych miejsc i zabytków.
Bilans strat
O tym, co zyskaliśmy podczas podróży moglibyśmy pisać stronami. Krócej będzie jak przedstawimy naszą listę strat, na szczęście nie taką długą.
Oprócz kilku par majtek i stanika skradzionych z linki do suszenia o dziwo nic nam nie zginęło. Żeby było jeszcze dziwniej ginęła tylko bielizna Ani!
Ugryzienie przez psa. Kogo? Anię (oczywiście, i to taką miłośniczkę zwierząt!). Gdzie? Po środku małej wioski w Armenii. Na szczęście (znowu chyba dobra karma) znajdował się tam szpital! Na nieszczęście lekarz absolutnie nic nie rozumiał z naszych zapisków w książeczce szczepień! Godziny spędzone w szpitalu skończyły się na opatrzeniu rany i zastrzyku na tężec!! Tak, na tężec, nie na wściekliznę. Na szczęście przed samym wyjazdem zaszczepiliśmy się właśnie na wściekliznę i chociaż po ugryzieniu psa Ania powinna dostać jeszcze 2 dawki zastrzyku, tragedia się nie stała i oprócz blizny na nodze Ania ma się dobrze. Morał z tego taki, że chociaż wielu podróżników nie szczepi się na różne choroby, my zachowaliśmy się racjonalnie i te podstawowe szczepienia zrobiliśmy (tężec, błonica, wścieklizna, WZW A, WZW B) – jak widać potrzebnie (więcej na temat szczepień przeczytasz tutaj – klik).
Jakieś drobne przeziębienia (leczone u Nepalskich znachorów) zdarzyły się nam kilka razy, wizyta w szpitalu po raz drugi (znowu Ania!!) zdarzyła się po nurkowaniu (zatkane ucho) i na tym koniec naszych hardcorowych historii :).
Nie mieliśmy żadnych zatruć pokarmowych, a jedliśmy i piliśmy wszystko i wszędzie. Spotykaliśmy jednak ludzi, którzy kilka dni ze swojej podróży spędzili w szpitalu lub na pogotowiu więc jak widać i z tym trzeba się liczyć.
Co do różnego rodzaju oszustw to może i ktoś nas oszukał (z pewnością tak było) ale nic o tym nie wiemy :). Czasami jawnie ktoś chciał zedrzeć z nas kasę i jak na początku trochę żal nam było wydawać tych kilku groszy więcej, to później (np. w Kambodży) ten dolar więcej za kilogram mango już tak nie bolał.
I tym sposobem oprócz incydentu z psem w Armenii nic złego nam się nie przydarzyło. Zero złamań, skręceń, nie ma sensacji, nuda, nie ma o czym pisać…Może te kilka powyższych zdań kogoś uspokoją :).
Najpiękniej jest w …
Wiele osób zadaje nam pytanie o najpiękniejsze miejsce, jakie odwiedziliśmy podczas tego roku. I musimy przyznać, że jest to chyba najtrudniejsze pytanie (zaraz po pytaniu ile wydaliśmy pieniędzy na wyjazd) z jakim idzie nam się zmierzyć. Trudno wybrać jest to jedyne, ciężko nam było nawet wskazać poniższe TOP 3! Przecież jest tyle miejsc o których nie zapomnimy i do których pewnie jeszcze nie raz wrócimy! Po długich przemyśleniach i wertowaniu w naszej pamięci wybraliśmy po trzy miejsca, z którymi mamy najwspanialsze wspomnienia i które głęboko zapadły nam w serduchach.
Top 3 miejsc Ani:
- Pustynie w Iranie
- Trekking wokół Annapurny – Nepal
- Spotkanie z delfinami w Marlborough Sounds – Nowa Zelandia
Top 3 miejsc Rafała:
- Hampi – Indie
- Relaks na Gili Meno – Indonezja
- Trekking po Blue Mountains – Australia
Z czym trzeba się liczyć wybierając się w dłuższą podróż?
A no z tym, że długo obmyślane plany już na początku podróży legną w gruzach, a w ich miejsce szybko wskakuje spontaniczność. Że pogoda chociaż powinna być ładna to będzie brzydka (albo odwrotnie). Że codziennie może przydarzyć się coś niezwykłego, jak i okropnego. Licz się z tym, że poznasz świetnych ludzi jak i tych co źle Ci życzą. Nieuniknionym jest, że jednego dnia będziesz się nudził, za to kolejnego nie prześpisz nocy. Utwierdzisz się w tym, że stereotypy to słowa bez znaczenia, że do szczęścia nie potrzebujesz wcale aż tak dużo no i że po powrocie do domu już nic nie będzie takie samo!
I może zaleciało tu trochę banałem, to jednak, gdy pozna się ten smak wolności, niezależności, poczuje się zapach dżungli z Malezji, ciepło palącego słońca na australijskim Outbacku, chłód lodowca w Nowej Zelandii czy smak czaczy w Gruzji to uwierzcie mi nie chce się wracać….Na szczęście jest na to ratunek – wystarczy zamknąć oczy by praktycznie każdy dzień, każdą chwilę odtworzyć w pamięci – to jest piękne i to jest najlepsza pamiątka z podroży, która zostanie już z nami na zawsze 🙂
2 comments
aż nie wiem co powiedzieć czytając to podsumowanie- jedyne co ciśnie mi się na usta to słowo “niesamowite”. i zdjęcia takie są i to Wasze podsumowanie i ta cała pozytywna energia, która aż bije z każdego słowa. widać, że przeżyliście naprawdę niesamowitą przygodę, o której opowieści będziecie mogli snuć przez wiele lat. 😉 a najbardziej urzekło mnie zdjęcia zachodu słońca i podpis, że one się nigdy nie nudza, bo zgadzam się z tym w całej rozciągłości. 🙂 ja chyba jeszcze do takich wypraw nie dorosłam albo brakuje mi odwagi, ale liczę, że jeszcze wszystko przede mną.
pozdrawiam serdecznie. 🙂
Dzięki za miłe słowa! Nie znam osoby, której i podróże by się znudziły więc jeszcze wszystko przed Tobą! Najważniejsze to mieć marzenia 🙂