Wiadomo, że jedzenie jest nieodłączną częścią podróży – dla nas częścią bardzo ważną :). A wynika to z naszego umiłowania do jedzenia (Ania) i gotowania (Rafał). Dlatego też widząc nieznane nam przysmaki, nie jesteśmy w stanie się oprzeć – jemy! Będąc w Maroko nie było problemu ze znalezieniem czegoś egzotycznego do zjedzenia, wręcz przeciwnie, jedzenie samo “pchało” się do rąk i ust :). Ah, można by pisać i pisać…ale postaramy się streścić nasze marokańskie doznania kulinarne.
Jedna ważna uwaga na początek – w Maroko (jak zresztą w większości krajów południowych) wybierając się na “obiad” wybierzcie porę wieczorową, wcześniej niż godzina 19-20 nie ma co szukać otwartej knajpki. Ale co robić jak burczy w brzuchu? To proste! Iść na targ i próbować lokalnych przysmaków 🙂 Oto nasze najlepsze typy, którymi zajadaliśmy się każdego dnia.
1. Tażin (Tadżin, Tagin, Tjine, Tajine) – tradycyjne marokańskie danie, jak i naczynie – jest wszędzie! Tadżin z ryżem, kaszą i kurczakiem, z warzywami, z rybą, do wyboru do koloru :). Przygotowywane i podawane jest w glinianym naczyniu ze stożkowatą pokrywą (stąd tez nazwa potrawy). Naczynia najlepiej kupić na marokańskich bazarach, w Polsce ich odpowiedniki są dużo droższe – jeżeli tylko macie miejsce w bagażu. Smak potrawy dopełniają mieszanki przypraw (kolendra, kumin, szafran), które dzięki charakterystycznemu kształtu naczynia przenikają w głąb potrawy czyniąc ją soczystą i po prostu pyszną! Tażin jedliśmy i w Fezie i w górach Atlasu na 3500 m n. p. m. więc bez obaw, będąc w Maroko bez wątpienia będzie to Wasze pierwsze danie jakiego spróbujec
2. Harira – rozgrzewająca zupa z cieciorki (na bazie baraniny). Podobnie jak tażin, króluje w spisie praktycznie każdego menu. Najbardziej popularna podczas trwania Ramadanu. W skład zupy oprócz cieciorki wchodzi: soczewica, groch, ziemniaki lub kuskus (ewentualnie kasza bądź ryż), cebula, czasami marchew. W smaku można wyczuć imbir, natkę oraz kolendrę, skropiona cytryną jest idealna na zaspokojenie pierwszego głodu :).
3. Chleb – podawany jest praktycznie do każdego posiłku. I nic w tym dziwnego, bo jest przepyszny! Poniżej filmik jak wypieka się tradycyjny chleb:
4. Ślimaki – a raczej coś na styl rosołu ze ślimakami. Spróbowaliśmy tego z Marrakechu na placu Jemaa el-Fna. Wypatrujcie wielkich wozów z kopczykami usypanymi ze ślimaków. Amatorów tego typu dania za dużo nie widzieliśmy – oprócz nas przy wozie siedzieli tylko Francuzi :).
5. Owoce morza – świeże, pyszne i niedrogie. Zwłaszcza te jedzone nas Oceanem. Fajną opcją jest możliwość kupienia ryb czy owoców morza w porcie czy na targu i zaniesienie ich do miejsca, w którym szybko i sprawnie na grillu przygotują to, co przyniesiesz. Niestety nie pamiętamy jak takie miejsca się nazywają. Ale wystarczy popytać miejscowych, pokazać im co macie w siatce i z uśmiechem powiedzieć “grill”, powinno zadziałać. Dużym plusem tego sposobu jest o wiele niższa cena, niż zamówienie go w restauracji.
6. Słodkości – od komercyjnych naleśników z nutella (pycha!) po przeróżne ciasta i ciasteczka ociekające miodem oraz lukrem. Marokańczycy uwielbiają słodycze! Uważajcie jednak, często pod przykrywką ciastek sprzedaje się haszysz bądź marihuane (tzw. happy cakes). Dobry humor (podobno) gwarantowany :). Polecamy obłędnie słodkie ciasteczka chebakia:
7. Miętowa herbata – jak mówią Marokańczycy – marokańska whiskey :). Podobnie jak chleb jest obecna wszędzie. Częstują nią w hostelu, na targu czy po prostu chcąc nawiązać kontakt. Pije się ją z charakterystycznych małych szklaneczek. Potrafi być przeraźliwie słodka, ale nic lepiej nie zastąpi “zimnego piwka” w kraju muzułmańskim niż właśnie miętowa herbata.
8. Kuskus – Włosi mają makaron, My ziemniaki – a Marokańczycy kuskus :). Dodawany praktycznie wszędzie, zwłaszcza do dań z baraniny oraz różnych sosów i gulaszy. Jest pyszny – sypki i delikatny, a poza tym zdrowy!
9. Mięso baranie – w postaci kotlecików bądź szaszłyków. Wystawiane na straganach przybierają przeróżne postacie – co tylko chcesz! Ciekawostką dla podróżujących w okolicy listopada może być fakt, iż właśnie wtedy (70 dni po zakończeniu ramadanu) odbywa się jedno z ważniejszych świąt muzułmańskich – Aid El Kabir czyli święto barana. Zgodnie z tradycją każda rodzinna powinna w ofierze złożyć barana, który trafia później, w odpowiedniej części, na stół jako posiłek jak i dla biednych i potrzebujących. Intencja piękna, jednak widok musi być makabryczny :/.
10. Sok pomarańczowy – nic tak nie gasi pragnienia jak świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy! Stoiska z sokiem spotykaliśmy w różnych miejscach – w górach na przełęczy, czy na zupełnie pustej plaży o zachodzie słońca :). Niestety są też minusy – później już żaden sok (zwłaszcza ten z kartonów) nie smakuje tak dobrze, w sumie to w ogóle nie smakuje :/.
A jakie są Wasze doznania kulinarno-podróżnicze? Co Was mega zachwyciło w Maroko?
8 comments
Nie byłam jeszcze w Maroko ale zainspirowaliście mnie do ugotowania Harira 🙂 Wygląda na moje smaki, jestem bardzo ciekawa co z tego wyjdzie. Przy okazji gratuluje fajnego bloga i pasji zwiedzania, jesteście super inspiracją dla mnie, mimo, że bloga prowadzę bardziej kulinarnego : )) Trzymam też kciuki za podróż (prawie) dookoła świata : ))
mmm, no my po przejrzeniu kilku Twoich przepisów też widzimy parę kuchennych inspiracji :). Gotowanie jest u nas zaraz za podróżami, więc napewno nie raz zajrzymy co tam ciekawego proponujesz 🙂
Haha dzięki wielkie 😉 Próbowałam zrobić uproszczoną Harire ze względu na brak cieciorki ale ale widzę w niej super potencjał i na bank zrobię coś bliższego oryginału 🙂
Fajnie czyta się jak róznie odbierane są te same miejsca i te same smaki. Mam podobny post, choć trochę inne smaki 🙂 https://pattravel.wordpress.com/2015/02/06/kuchnia-marokanska/ Pozdrawiam
Co do soku to w trzeba wyciskaczom patrzeć na ręce, bo dolewają wody (czego byłem wielokrotnie świadkiem). Ja zawsze wybierałem budkę na końcu do której łatwo można było zerkać.
a ja bym jeszcze dodała koktajl z awokado!:)
Dodam jeszcze zupę rybną z przewagą krewetek! Miodzio! 🙂
Nie wiem czy bym się zdecydowała na ślimaki! Jak wrażenia? Warunki tej marokańskiej piekarni średnio zachwycają, ale może w tym sęk 😉