Środek niczego 🙂
Nie pozostało nam nic innego, jak dreptać powoli, licząc na podwózkę. Tyle, że nikt tu nie jeździ.
Krajobraz niczym z filmów o post apokaliptycznej wizji Ziemii. Podobno prawdziwe widoki zaczynają się parę kilometrów w głąb doliny.
Po kilkunastu minutach ostrej jazdy (trzęsło jak cholera, mało nie wypadliśmy) zostajemy zaproszeni na pasterski poczęstunek. Było ledwie po 10 rano, a czacza już poszła w ruch.
Nagle, jest! Zatrzymuje się rozpadający się wóz, pełen wesołych pasterzy. Nie zastanawiamy się ani chwili – ładujemy się do środka.
Tak jak i w tę stronę, tak i z powrotem liczyliśmy na łut szczęścia – stopa.
W oddali, za górami Osetia Południowa.
Nim gruzini zdążyli nas upić do reszty, udaliśmy się na pobliskie wzgórza. Herbatka pomogła nam wytrzeźwieć.
Dolina Truso w jej początkowym etapie jest bardzo surowa, ale przestrzenie są ogromne i robią niesamowite wrażenie.
magiczne słowo – ‘my z Polszy’ – otwiera w Gruzji każde drzwi do samochodu 🙂
Wracając z Kazbegów tureckim tirem koniecznie chcieliśmy zobaczyć dolinę Truso. Ani jadący z nami na stopa amerykanie, ani kierowca tira chyba o niej nie słyszeli, bo wszyscy ze zdziwieniem patrzyli się, jak wysiadamy z samochodu pośrodku niczego.