Egzotycznie brzmiące Phnom Penh już na pierwszy rzut oka wydało nam się zupełnie innym miastem niż te, które zobaczyliśmy do tej pory. 1,5 miliona mieszkańców to jak na azjatycką stolicę całkiem niewiele. Dla porównania Bangkok ma około 6 milionów mieszkańców, stolica Wietnamu Hanoi ponad 3 miliony, nie wspominając już o hinduskich metropoliach. Oprócz ogromnego ruchu na ulicach (zwłaszcza motorowego) nic nie wskazywało na to, że znajdujemy się w samym środku azjatyckiej stolicy. Ludzi na chodnikach jakoś tak mało, ulicznych straganów też zbytnio nie widać, o jakimkolwiek (no poza tuk tukami…) transporcie publicznym można zapomnieć… Nikt się nie śpieszy, tylko kierowcy tuk-tuków czasami coś bąkną pod nosem, czy może nie chcielibyśmy się z nimi przejechać…
Fala upałów jakie nas dosięgnęły w Phnom Penh dawała się równo we znaki. Zwiedzanie przy 40 stopniowym skwarze nie należało do najprzyjemniejszych. Może to przez ten upał, a może uaktywniła się nasza niechęć do większych miast, w Phnom Penh nie zagrzaliśmy miejsca na dłużej. Czym prędzej pragnęliśmy znaleźć się na kambodżańskiej prowincji. Jednak zanim do tego doszło, zwiedziliśmy miasto zahaczając o parę atrakcji turystycznych.
Pierwsza z nich to Pałac Królewski (wstęp 6,50$, długie spodnie i koszulka zasłaniająca ramiona obowiązkowe dla Pań, Panowie mogą wejść w spodenkach i T-shircie!). Kompleks pałacowy został zbudowany całkiem niedawno, bo w XIX wieku i pomimo wielu historycznych zawirowań przetrwał w nienaruszonym stanie do dnia dzisiejszego. Niestety podczas naszego pobytu spora część ogrodów była niedostępna dla zwiedzających, no i w środku nie można robić zdjęć :(. A szkoda, bo najciekawszy budynek kompleksu, Srebrna Pagoda, był domem dla tysięcy pięknych posągów i posążków buddy, w tym jednego zrobionego z 90kg złota i paru tysięcy diamentów. Zaprezentujemy Wam zatem kompleks pałacowy tylko z zewnątrz.
Kolejnym miejscem, które licznie odwiedzają turyści jest Muzeum Tuol Sleng Genocide, inaczej nazywane więzieniem S-21 (wejście 2$/osobę). W miejscu szkoły Czerwoni Khmerzy w latach siedemdziesiątych utworzyli więzienie, w którym torturowali więźniów, a nastąpienie wywozili na pola śmierci i zabijali. Szacuje się, że w ten sposób w tym miejscu zginęło około 20 tysięcy ludzi. Tylko 8 osobom udało się przeżyć pobyt w tym więzieniu. Dziś dwójkę z nich można spotkać przy muzeum, sprzedają oni swoją książkę o przeżyciach z pobytu w tym strasznym miejscu, chętnie robią sobie zdjęcia z odwiedzającymi turystami. Budynki byłego więzienia zostały przekształcone na muzeum, w którym udostępniono zwiedzającym wejście do malutkich cel (niecały metr szerokości na dwa metry długości). Poza tym w muzeum znajdują się zdjęcia osób, które zostały tu zgładzone. Wśród ofiar były także kobiety i dzieci. W salach znajdują się narzędzia tortur wraz z opisem ich użycia…. Dla nas było to mocne przeżycie i jeszcze na długo po wyjściu z muzeum ogarniał nas przygnębiający humor. Dlatego tez nie zdecydowaliśmy się, by jechać na jedną z największych tego typu “atrakcji” Kambodży, na pola śmierci, które to mieliśmy w planach zobaczyć.
Zdjęcia osób, które znajdowały się w więzieniu S-21
Los jaki spotkał w latach 1975-1979 mieszkańców Kambodży jest strasznie smutny. Nie tylko wewnętrzny reżim Pol Pota spowodował śmierć około 3 milionów ludzi. Dane historyczne wskazują, że USA w tym samym czasie zrzuciły na Wietnam, Kambodżę i Laos 4,5 miliona ton bomb! Nigdy w historii świata w żadnej wojnie nie zrzucono tyle ładunku [dane, „Uśmiech Pol Pota”, Peter Froberg Idling].
Jednak pomimo tak tragicznej historii mieszkańcy Kambodży zdołali się podnieść i odbudować państwo. Co prawda ludzie nie żyją w super warunkach, a tylko około 15% mieszka w miastach. Jednak są bardzo szczęśliwi! Po ulicach biega strasznie dużo dzieci – szacuje się, że do 2025 roku w Kambodży przybędzie 5 milionów ludzi, z obecnych 15 milionów! Co chwilę gdzieś organizowane są bardzo, bardzo głośne wesela, nawet w środku tygodnia, i do tego zazwyczaj w sąsiedztwie naszego noclegu… 🙂 Ktoś powiedział, że Tajlandia to kraj uśmiechu, dla nas krajem uśmiechu zdecydowanie jest Kambodża! Ludzie są tu bardzo serdeczni i mili! Świetnie władają językiem angielskim i francuskim. Jak sami mówią historia jest historią, którą będą zawsze pamiętać, jednak życie toczy się dalej. Słuchając i będąc w tych wszystkich miejscach przypomina nam się nasza lekcja historii. Może dlatego tak kibicujemy Kambodży w ich drodze do odrodzenia.
Praktycznie:
Nocleg – w Phnom Penh jest bardzo dużo hoteli, hosteli i guesthouse’ów na każdą kieszeń. W szukaniu noclegu z pewnością pomoże Wam portal Zoover.pl
Jedzenie – knajp i restauracji jest także bardzo dużo. Co prawda uliczne jedzenie nie jest tak bardzo popularne jak w Bangkoku, ale na każdym rogu można znaleźć miejscową jadłodajnię. Sporo jest też restauracji z kuchnią wietnamską.
Dojazd – Do Phnom Penh jechaliśmy autobusem z miejscowości Kep. Podróż trwała około 5 godzin (z przerwą na zmianę opony), po nie najlepszej drodze (żwirowa, miejscami asfaltowa).
By lepiej zrozumieć dzisiejszą Kambodżę proponuję przed przyjazdem przeczytać trochę na jej temat. Ja skorzystałam z książki „Uśmiech Pol Pota” , autor Peter Fröberg Idling. Dla leniwych mogę podpowiedzieć, że w tym roku wyszedł film o angielskim tytule Missing Picture (produkcji kambodżańsko-francuskiej), który był nawet nominowany do Oscara w 2014 roku! Film przedstawia historię kraju w czasach panowania Czerwonych Khmerów. Niestety nie udało nam się go jeszcze obejrzeć. Dajcie znać, jak komuś uda się obejrzeć! Poniżej trailer filmu.